PAŁAC – odcinek jedenasty „Ze starego w nowe”

Znany nam wszechświat wychodzi z głębokiego zakrętu. Sprasowane kolory powracają do swych kulistych form, a obserwowanie ich tańca daje mnóstwo radości. Odkleiwszy się od ściany, błony komórkowej, poczułem możliwość swobodnego poruszania się w przestrzeni.

Nurkuję w głąb siebie. Szybuję ponad pustynią, która niegdyś była pełna życia. Robiłem to wielokrotnie ostatnimi laty, poszukując wartkiego nurtu rzek pełnych słów, myśli niedokończonych, obrazów ociekających barwami. Nad pustynią dostrzegłem kikuty, pogorzeliska żyznych niegdyś miejsc. Pozostały jedynie mirażem wspomnień. Tak silnym, że, nawet bez życiodajnej energii, przetrwały jako omamy. A mimo wszystko, dziś jest inaczej. Widzę to wyraźnie. Ostatnie lata gorączkowego grzebania w ruinach i piaskach nie przynosiły żadnych rezultatów, prócz żalu i kilku garści ledwie wilgotnego piasku. Dziś pojawiło się wreszcie zrozumienie, eteryczne, ledwie na granicy widzenia. Jak kometa przecięło smugą firmament.

Wiedziony emocją, która nagle pojawiła się we mnie, schodzę do piwnicy pięknego niegdyś Pałacu. Pośród pajęczyn zapomnienia, starych szmat zniechęcenia i słoików pełnych wstydu, znajduję zbiorniki. Metalowe cylindry, lekko podrdzewiałe. Dotykam ich palcami, które w zetknięciu z chropowatą powierzchnią rozświetlają się, i czuję wartkie nurty rzek pełne słów, myśli niedokończonych i obrazów ociekających barwami.

Powierzchnia zbiorników jest skorodowana i słyszę   pieśń szemrzącą, przenikającą mnie na wskroś. I wiem, że nie muszę już szukać, miotać się, wysilać. Dość grzebania w skorupach, resztkach, truchłach minionych wspomnień. Nadchodzi czas zanurzenia i czerpania. Przymykam oczy i czekam, przytulony do chropowatej powierzchni zardzewiałego walca. Wiem, że za chwilę, za dzień pojawią się pierwsze krople, do których przywrę ustami.   Ocean znów zaleje gotową ziemię i ogrom pracy przede mną, by tworzyć świat cały, w najdrobniejszych detalach.

Wychodzę z piwnicy i staję na ruinach Pałacu. Rozpościeram ręce i głaszczę nimi wiatr. Niech rozniesie wszędzie to, co już we mnie urosło. Opadam na kolana i pochylam głowę.

Udostępmij!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *