Kłamstwo jest wszechobecne, towarzyszy nam od pierwszych chwil życia. Nie uświadamiając sobie jeszcze prawie niczego, chłoniemy je praktycznie od narodzin. Pojawia się w słowach, między słowami, w spojrzeniach, w gestach, czynach. Wszyscy dopuszczają się kłamstw. Podobno statystyczny człowiek kłamie co najmniej trzy razy w ciągu dnia. Jak to obliczono, nie pytajcie. Wszystko zawsze jest jakoś obliczane, co nie oznacza, że po latach nie okazuje się kompletną bzdurą. Kłamstwo przybiera różne formy; od bezpośredniego ordynarnego oszustwa, poprzez subtelne mieszanie go z elementami prawdy, a skończywszy na łgarstwie obleczonym w niewinny żart. Ubarwia opowieści, dzięki którym stajemy się bardziej atrakcyjni i interesujący dla otoczenia, pozwala osiągnąć sukcesy w biznesie, w końcu bywa początkiem relacji międzyludzkich. Przecież w okresie godowym jesteśmy nieskazitelni, zaangażowani, czyści do tego stopnia, że nawet nie wydalamy!
Kłamstwo pochłania niesamowite ilości energii, szczególnie to tkane z fragmentów Prawdy, rozbudowywane potem, jak epopeje. Zapamiętanie szczegółów tych stworzonych już wcześniej rzeczywistości alternatywnych jest żmudne i wyczerpujące. Satysfakcja płynąca z zainteresowania innych nami lub naszą historią po pewnym czasie zamienia się w gehennę. Pojawia się lęk, czasami napady paniki – a co się stanie, jak to wyjdzie na jaw? I rozpoczyna się walka z samym sobą. To już nie tylko lekkie spięcie wewnątrz, kiedy zamiast powiedzieć prawdę, używamy oszustwa. Z tym łatwej sobie poradzić, ale ogrom wymyślonych historii, masek, w jakie ubraliśmy siebie przed innymi ludźmi, zaczyna nieznośnie ciążyć. Pierwsze potknięcia są wtedy, gdy kiedy niektórzy łapią nas na niespójnościach, rozbieżnościach, rzucają zdziwione spojrzenia, rodzi się w nich podejrzliwość, aż do chwili, kiedy ktoś odkrywa tę całą misterną maskaradę i zaczyna patrzeć z niesmakiem lub odrazą.
Znasz to uczucie? Bo ja tak. Nie jestem wprawdzie mistrzem kłamstwa, ale spokojnie przyznano by mi miejsce w pierwszej lidze. W moim przypadku to mechanizm obronny i potrzeba akceptacji ze strony innych, czasami unikanie konfrontacji. „W imię świętego spokoju nie powiem prawdy” – na pierwszy rzut oka wygląda niewinnie, prawda?
Zaczniemy więc od Sali Kłamstwa. Jest okrągła i bardzo obszerna, by pomieścić wszystkie eksponaty. Na ścianach wiszą obrazy w zdobnych, złoconych ramach. Przedstawiają mnie w różnym wieku i okolicznościach. Tak, to ja! Nieustraszony, niesamowity, zdobywca, odkrywca. Większość tych obrazów to kłamstwa. Nie zdobyłem, nie odkryłem, bałem się a bili się inni. Tu jednak dumnie patrzę z każdego z nich, mogę o każdym opowiedzieć tak, że pomyślisz o mnie z uznaniem. Na szczęście pokrywają się pleśnią, po wielkim tąpnięciu w Pałacu wszystkie zaczynają się rozpadać.
Są tu również małe kłamstewka w szkatułkach w rodzaju „to nie ja”, „ja tego nie zrobiłem”, są większe „zrobiłem to specjalnie dla ciebie”, „oczywiście, możesz mi zaufać” i te największe „wierzę ci”, „ufam ci”, „nie zdradzę”. Patrz, jak pulsują szarością, nie ma w nich barw. Tam, gdzie jest szczerość pojawia się kolor, jaki by nie był, po prostu lśni. Tutaj dostrzeżesz tylko szare substancje, bezcielesne twory, podrygujące i bezkształtne, dopasowujące się do każdej sytuacji. Brak zasilania Pałacu moją energią powoli je uśmierca. Konają wewnątrz mnie, a każdy z tych czasami już prawie zapomnianych tworów wyrywa teraz ranę we mnie. Taką cenę płacę za stworzenie tych istot.
Na kamiennych podstawach przy oknach znajdują się również magiczne kalejdoskopy. Zajrzyj. Zamiast barwnych geometrycznych kształtów, dostrzeżesz wymyślone historie, dłuższe i krótsze. Takie, w których stanowię postać pierwszoplanową i inne, gdzie po prostu jestem, doklejając się do ciekawych wydarzeń, oczywiście w podkręconej formie.
Teraz, kiedy po wielkim „bum” już niczego nie zasilam, powoli wszystko zapada w otchłań nicości, z której nigdy nie powinno było wyjść. Jednak nawet teraz płacę wysoką cenę. Anihilacja tego pochłania również energię, ale mam w końcu cel, w którym jest światło. Dziś wiem, że Kłamstwo to uniwersalny zmiennokształtny element doskonale wkomponowujący się w Lęk, Poczucie Winy, Gniew, Żal, Osądzanie i wiele innych. To uniwersalny klucz do drzwi poczucia bycia mało wartościowym lub wprost bezwartościowym.
Zatrzymaj się na chwilę i omieć oczami to wszystko, co tu zgromadziłem. Jeśli przyjrzysz się uważnie, dostrzeżesz szereg drzwi z wykaligrafowanymi kolejnymi nazwami pomieszczeń. Zobaczysz też, że jednych drzwi brakuje. Wejście do tego pomieszczenia wygląda, jak czarna dziura, gdy zerkniesz, dostrzeżesz tylko ciemność. Jest tak gęsta, że wydaje się wprost materialna. Przechodząc przez nią poczujesz, jak delikatnie stawia opór, ale to tylko chwilowe. Za tą czernią, prawie żywą, króluje Strach.
To jest kolejny etap naszej wyprawy: sala Strachu. Idziemy?
Idziemy? Chętnie! Bardziej gotowy nie będę. Możemy iść pod rękę jak się nie wstydzisz, albo mniej niż się boisz. Poza tym czas działa na jego korzyść, dziad się rozrasta. Pogoda słaba, papierowe zbroje namakają, ściekną za chwilę po nas. Czekam na Ciebie, oprawadź mnie.
Na tej drodze wszystko jest prawdą. Każdy krok konsekwencją wewnętrznych procesów, które bezustannie toczą się i zmieniają pod wpływem myśli. Zwizualizowałem siebie w postaci wędrowca w kapturze z sękatym kosturem w dłoni. Odkrywam to co przede mną ze skupieniem i uważnością. Z radością i szacunkiem witam każdego kogo spotkam. Czasami nasze drogi się krzyżują, czasami dłużej lub krócej idziemy obok siebie. Będąc dla siebie lustrami i najlepszymi z nauczycieli. Pochylam się z wdzięcznością nad twoją propozycją. Chodźmy więc.