Wyobraź sobie pałac, dwupiętrowy budynek z wielospadzistym dachem. Z dwiema wieżami, ogrodem i fontanną przed wejściem. Białe mury od południowej strony porośnięte winoroślą, W oknach wież misterne witraże. Pod drzwi wejściowe wjedzie szeroka droga wysypana skrzącym się kruszywem.
Podjazd jest pusty, choć bywał pełny. Jak podejdziesz bliżej to zobaczysz, że pęknięta fontanna nie ma już w sobie wody. Zdobiący ją niegdyś mężczyzna trzymający miecz skierowany ku niebu leży potrzaskany w kawałkach. Z tej odległości widać też, że pałac jest w kilku miejscach pęknięty. Dach się zapadł a przez ścianę szczytową biegnie kilka pęknięć szerokości dłoni. Jakby gigantyczny młot uderzył znienacka z ogromną siłą. Uderzył raz, ale potężnie.
W tych popękanych murach nie ma już życia. Zostały tylko ściany, rozdarte gwałtownym uderzeniem. Jego ogromna siła wyrwała niemal wszystkie okna z futrynami, a popękane szyby walają się na zniszczonych posadzkach, jak tysiące sztucznych diamentów. Niegdyś monumentalny pałac, rozświetlony kandelabrami myśli, wspomnień, marzeń i oczekiwań, w którym słychać było śmiech lub cichą muzykę stoi ciemny, zimny i głuchy. Dwa piętra sal, pomieszczeń, sypialni. Dwie wieże i niezliczona ilość schodów, pomieszczeń i schowków. Byłem z niego dumny. Budowałem go przecież od pół wieku. Może momentami niespójny architektonicznie był jednak obrazem mojego życia. Dzisiaj przed nim stoję, wpatrując się w wyrwane z zawiasów drzwi wejściowe. Przyszedłem tu po raz ostatni. Zanim go pożegnam i odejdę stąd na zawsze postanowiłem każdego, kto ma na to ochotę, oprowadzić po tym miejscu. Nie będziemy wchodzić wszędzie, są miejsca, o których tylko opisowo wspomnę, ale będą również takie, nad którymi się bardzo dokładnie i szczegółowo pochylę. Oszczędzę wam galeryjek, w których utrwalona została historia moich poszczególnych dokonań, zwycięstw i porażek. Darujemy sobie salę bawialną, bo jest już pusta. Do życia powoływali ją goście, a tych już tutaj nie ma. Zaproszę was jednak do pomieszczeń, które kreowały, stwarzały i determinowały moje poczynania. Tam spędzimy sporo czasu podczas tej wycieczki. Wszystkie ważne miejsca mieszczą się na górze. Wiodą tam szerokie schody posadowione na wprost wrót wejściowych, gdzie aktualnie stoimy. Kiedy wejdziemy już schodami na piętro, przejdziemy następnie szerokim korytarzem do głównej Sali. Osi wszystkiego. Jest największa i okrągła. To tutaj znajdziecie szereg drzwi, które prowadzą do innych pomieszczeń oraz do obu wież – Wieży MIŁOŚCI i Wieży ZŁOŚCI.
Ktoś może zapyta: po co ta wycieczka? Odpowiem wprost: chciałbym wam wszystkim, którzy mnie znacie lub dopiero poznacie pokazać siebie bez masek, peleryn, kosztownych dodatków. Siebie w najczystszym, co nie oznacza kryształowym wydaniu. Może odnajdziecie tam cząstki siebie? Kto wie? Może skłoni was do zamyślenia się, pomyślenia nade mną lub nad sobą samym? Dużo więcej jest tych „może”.
Kiedy skończymy wycieczkę, eksplorację, zwiedzanie wyjdziemy dziurą wybitą w tylnej ścianie pałacu, łagodnie zejdziemy po trawie i nie odwracając się za siebie pójdziemy dalej.
Co tam znajdziemy? Co zobaczymy? Dzisiaj jeszcze sam nie wiem.
Dziś rozpoczynamy zwiedzanie Pałacu. Przed nami schody.
Zapraszam.
A oto i Sala Centralna piętra. Nad wejściem wykaligrafowane tylko jedno słowo: KŁAMSTWO
Robert, bardzo fajnie napisane. Eleganckie. Czytam z przyjemnością.
.
.
.
.
.
.
.
Kucharska byłaby dumna :D.