PAŁAC – odcinek trzeci „Strach”

Wchodzimy w ciemność. Powietrze wydaje się tu gęstsze i choć oddycha się normalnie, to jednak wrażenie przytłaczającej gęstości pozostaje. Sala Strachu jest długim pomieszczeniem, stosunkowo wąskim.  Wzdłuż ścian dostrzec można wejścia do kolejnych sali, to również są same otwory, bez drzwi.

Na samym końcu Sali Strachu na wielkim tronie siedzi mój ojciec. Czarnowłosy mężczyzna o jasnobłękitnych oczach, jak w dniach swojej największej świetności. Przenikliwy spojrzenie tych nieprawdopodobnie jasnobłękitnych oczu wwierca się w człowieka natychmiast po przekroczeniu progu. W tym spojrzeniu mój Strach się narodził, a później już tylko rozrastał.

Stąpaj ostrożnie, ponieważ pomieszczenie jest wąskie, a ze ścian zwieszają się ostre formy przypominające metaliczne chrząszcze o setkach odnóży różnej grubości, mogące zranić. Jeśli pójdziesz środkiem nic złego ci nie zrobią, jeśli jednak się zawahasz lub zanadto zbliżysz do nich, cienkie, jak włos, żądła wbiją się w ciało i wtłoczą pod skórę podstępny jad, który zamgli twoje spojrzenie, wykrzywi rzeczywistość, barwy obróci w szarość, wyssie siły i nada rzeczywistości wypaczony obraz. Sprawi, że w twoim sercu zagości wątpliwość, podejrzliwość i chęć ucieczki lub ataku. Pod czujnym jasnobłękitnym okiem będziesz w umyśle transformował świat, aż zobaczysz, że czyha na ciebie niezliczona ilość pułapek. Cały sufit pokryty jest pajęczynami, które bezustannie się poruszają. Plotą je widmowe pająki, zrodzone z myśli, których się nie pozbyłeś, a które zatruły trzeźwe spojrzenie na ludzi lub sytuacje. Przyjrzyj się jeszcze raz formom ściennym. To perfekcyjnie i po mistrzowsku skonstruowane mechanizmy, modyfikowane i   rozbudowywane latami. Podstawowe wersje zrobił dla mnie mój ojciec, ja sam udoskonalałem je później bez końca. Tworzone nocami lub w ciszy samotności przepojonych strachem, były zasilane paniką, finezyjnie wykuwane, dokładnie gruntownie szlifowane, starannie skręcane, idealnie lutowane, artystycznie spawane. Jakże to misterne i skomplikowane zarazem! Choć dzisiaj zaśniedziały, zardzewiały lub całe pokryły się patyną, nadal funkcjonują perfekcyjnie i mogą być zabójcze, wystarczy chwila nieuwagi…

 Mam teraz przy sobie mały zestaw narzędzi, który przygotowałem niedawno w nocnych chwilach samotności przesyconych już spokojem i światłem. Popatrz, jak lśnią. Wyglądają wprawdzie skromnie, ale to właśnie one będą w stanie całą tę maszynerię rozmontować. Albowiem, zanim odejdę z Pałacu, każde z tych urządzeń zostanie przeze mnie uszkodzone, niektóre zupełnie zniszczone.

Zapytasz, kiedy będę miał na to czas? Przecież po zakończeniu tej wyprawy, już nie wrócę do Pałacu. Zrobię to teraz, w czasie naszej drogi. Pałac, który zwiedzamy jest bowiem wiernym odbiciem tego, który noszę w sobie. I właśnie tam teraz rozbrajam z zegarmistrzowskim skupieniem i precyzją machiny lęku. Wewnątrz mnie czas płynie inaczej, przestrzeń zakrzywia się   i dzięki temu mogę być w kilku miejscach na raz. Ważne jest tylko, bym był skupiony, spokojny i pełen światła.

Wróćmy do pomieszczenia. Popatrz na kłębki turlające się bezładnie po podłodze, podobne do kurzowych. To lęki. Czepiają się wszystkiego i trudno je usunąć z nogawek czy butów. Czasami zbijają się w większe watahy i mogą spowodować, że stracisz równowagę i zatoczysz się, a wtedy! …. Maszyny na ścianach tylko na to czekają.  Co jakiś czas ojciec wstaje, sięga ręką za tron i wyciąga stamtąd długi kostur. Uderza nim o posadzkę, która lekko się chwieje, a powietrze przeszywają przenikliwe dźwięki. Głównie to słowa: nie uda ci się, uważaj, przegrasz, stracisz, zawiedziesz, odejdzie, wyda się …  Jest ich sporo. W gęstym powietrzu czasami przybierają formę wręcz widzialną, a w zetknięciu ze skórą powodują nieprzyjemny dreszcz. Oprócz ojca siedzącego na tronie jest tu powieszonych na ścianie obok tronu kilka już wyblakłych plakatów z postaciami ludzi, których się w swoim życiu po prostu bałem. Uwiecznieni z sardonicznym uśmiechem na twarzy lub w grymasie złości.

Dziś patrzę na nich spokojnie i wybaczam im. Wybaczam również sobie, ale strach nadal emanuje z mojej skóry, jak delikatna czarna mgła. Jest go dużo i wiem, że pojedynczy akt wybaczenia tego nie zmieni, ale nie ustanę, aż całkiem zniknie. Najwięcej pracy czeka mnie wokół tronu, gdzie ukryte są wymyślne pułapki, jak wnyki na niedźwiedzia, zatrzaskujące się szybko i boleśnie, chwytające człowieka w żelazne, zimne zęby pokryte jadem. To moja praca, moja powinność – unicestwić wszelkie schematy tworzące i utrzymujące Strach. Wiem, że w każdą przestrzeń, którą uwolnię od Strachu wleje się Spokój, Zrozumienie, Empatia i Światło. To dobry grunt, by zakwitła tam Miłość.

Kiedy już uporam się z całą maszynerią, pozostanie mi podejść do ciebie, tato, i objąć cię w ostatecznym geście wybaczenia i odpuszczenia, w którym stopią się dzielące nas różnice. I będziesz mógł w końcu odejść. Dzisiaj wiem, że każdy rodzaj strachu, który we mnie zasiałeś, miał mnie chronić. Starałeś się, jak umiałeś, walcząc jednocześnie z własnymi demonami, gdzieś tam na pustkowiach zrozumienia, co jest dobrem, a co złem.

Jednak nie będziemy podchodzili teraz blisko do tronu. Zatrzymamy się tutaj w środku pomieszczenia. Po lewej stronie wejście do sali z napisem ŻAL, a po prawej POCZUCIE WINY.

Udostępmij!

Jeden komentarz

  1. Dzięki za tę salę, za dystans do mojej własnej. Zupełnie innej w wystroju i osobach ale podobnej w działaniu. Jeszcze trochę tu zostanę. Nakruszę, nabłocę i popatrzę na resztę. Nie wiem czy sam byłem aż tak daleko w swoich wędrówkach, no może za pierwszym razem? Acha możliwe, że coś zespsuje, zawsze coś pusję i potem powtarzam. Dobrze się uczyć od kogoś. Do zobaczenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *