PAŁAC – odcinek piąty „Poczucie winy”

Poczucie Winy to cela pustelnika, mnicha, człowieka, który postanowił odseparować się od świata. Nie ma tu zbyt wiele rzeczy, choć pomieszczenie jest całkiem spore. Gołe szare ściany i małe okienko umieszczone prawie pod sufitem, wysokim i sklepionym. Jest tu chłodno, nie zimno, ale chłodno. Na samym środku stoi klęcznik. Drewno w miejscu na kolana jest mocno wytarte, wyraźnie widać wyżłobienia. Posadzka wokół klęcznika nosi ślady plam. Mniejsze i większe zamazują rysunek kamiennych płyt. Oprócz klęcznika nie ma innych sprzętów. Na ścianach za to widać dziesiątki wbitych gwoździ. Wiszą na nich przeróżne narzędzia, od zwykłych pejczy po metalowe pręty. Część z nich ma różnego rodzaju kolce lub ciernie, niektóre rzemienie zakończone są małymi kamykami.

To miejsce kaźni. Możesz tu ubrać włosiennicę i godzinami spoczywać na klęczniku czując, jak palący ból rozrywa ci kolana, a skóra piecze i swędzi. Jeżeli to za mało, możesz zadać sobie ból na tysiące sposobów, aż plecy, uda, ręce spłyną krwią. Tak, to krew zamazała wokół klęcznika rysunek posadzki. Jeśli się dobrze przyjrzysz, ściany również pochlapane są rudawymi plamkami. Spędzałem tu sporo czasu. Traktowałem to miejsce jako pokutę za rzeczy, których się dopuszczałem. Myślałem całymi latami, że umartwianie się w tej komnacie, cichej i chłodnej, stanowić będzie zadośćuczynienie za mniejsze lub większe występki popełniane przeze mnie innym ludziom. Niezależnie od tego, czy powodował mną Strach, czy użyłem Kłamstwa, czy przywiódł mnie tu na sznurze Żal albo na powrozie Gniew. Spodziewałem się, że w umęczeniu siebie doznam katharsis. Przez całe lata byłem sam sobie oskarżycielem, sędzia i katem. Ale wiesz co? Nigdy nie pamiętam, żebym wyszedł stąd oczyszczony. Umęczony, bezsilny, rozbity, owszem. Upatrywałem w tym stanie rozgrzeszenia, ale go nie osiągałem. Skrajnie wyczerpany stawałem się po prostu otępiały i myliłem ten stan ze spokojem. Nie przychodziło mi do głowy, że tą metodą nigdy nie wyrównam szalek wagi, jakie ustawiłem sobie gdzieś w środku. Nie rozumiałem, że krzywdy nie wymazuje się krzywdą.

Klęcznik jedzony latami przez korniki w końcu niebawem się rozpadnie, rude plamy i plamki zszarzeją i wtopią się w kurz, który pokryje posadzkę i ściany, chyba, że Pałac całkiem runie, grzebiąc to pomieszczenie pod zwałami gruzu. Gdybym wcześniej nauczył się wybaczać sobie tak z głębi serca!!! Takie wybaczenie powoduje, że nie popełniasz drugi raz tego samego czynu, stajesz w prawdzie wobec innych i przyjmujesz konsekwencje swojego działania bezpośrednio z otwartymi oczami i czystym sercem.

Jest jeszcze drugi aspekt tego miejsca przepełnionego bólem. To tu zadając sobie pseudo rany uczysz się wpędzać innych w stan poczucia winy. Strącasz ich z poziomu równowagi do ich własnych komnat przepełnionych bólem. I nie wiem, czy ten aspekt nie jest w tym wszystkim najgorszy. Wiedzie stąd tajemne przejście wprost do Sali Kłamstwa. To szybkie połączenie gwarantuje skuteczne oszukiwanie siebie i misterne manipulacje innymi, mające na celu wtłoczenie ich w poczucie winy.

Z perspektywy czasu dostrzegam przerażający bezsens tego miejsca i czynionych w nim rytuałów. Stojąc tu dzisiaj proszę pokornie o wybaczenie i wybaczam też sobie. Z każdym oddechem przesyconym wewnętrzną spójnością i miłością dostrzegam postępujący rozpad tego miejsca. Nie zatrzymujmy się już tutaj dłużej, chodźmy dalej.

Jak wspominałem Pałac ma swoje tajemnice. Przyjrzyjcie się uważnie ścianom. Na pozór jednolite, ukrywające tajne przejścia bywają czasami oszustwem, czyż to nie kłamstwo stanowiło oś centralną? Fragment ściany po lewej to iluzja. Na pozór nie do odróżnienia ma jednak swoje ograniczenia, struktura delikatnie faluje. Żadne oszustwo nie może przecież być równe prawdzie. Zapraszam do kolejnego miejsca. Jego miano to Gniew.

Udostępmij!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *