Wszystko, co robię, czego dotykam, jest tymczasowe. Ludzie, rzeczy, zdarzenia przelewają się przez palce, mijają mnie i znikają w ciemności.
Ja brnę przed siebie. Niewidzialna siła pcha mnie do przodu i każda myśl, by się zatrzymać, pęka, jak bańka mydlana. Gdzie jest kres tej wędrówki? Kłaniam się każdemu, kto uczestniczył choć przez chwilę w moim marszu. Kilka osób zostanie we mnie na zawsze. W ilu ja zostanę? Jak zostanę? Unoszę się teraz siłą słów, które przeze mnie przepływają. Są jak rzeka; wartka, pędząca i nie dająca czasu na wątpliwości.